d

piątek, 1 listopada 2013

Joyland

Dzisiaj postanowiłam opublikować moje pierwsze odpowiadanie. Podoba się? Mam je pisać dalej?



    Byłam w kompletnej rozsypce.  Dwa miesiące temu zerwał ze mną chłopak, a ja nie mogłam o nim zapomnieć. Siedział mi w głowie i marnował czas. Nie miałam przyjaciół, odwrócili się ode mnie. Sama nie wiem czemu... Czy zrobiłam coś nie tak? Miałam tylko jednego, prawdziwego przyjaciela - samotność. Codziennie chodziłam na długie spacery, ze słuchawkami w uszach, rozmyślając nad moim życiem. Właściwie to po co istniejemy? I tak każdy umrze i nie będzie już nic. Pustka.
Życie nie ma sensu.
    Rodzina chyba zauważyła w jak bardzo jestem ciężkim stanie. Stali się dla mnie jacyś milsi. Teraz nie robili mi awantur, tak jak wcześniej, o byle gówno. Bracia rzadziej doprowadzali mnie do szału. Nawet pies stał się jakiś inny.
Aby polepszyć mi humor rodzice zaproponowali mi rodzinną wycieczkę do lunaparku " Joyland". Zgodziłam się. Czemu nie? Fajnie by było zapomnieć choć na chwilę o swoich problemach.
Następnego dnia, po obiedzie, wyjechaliśmy z domu. Podróż zajęła nam może z jakieś pół godziny, nie więcej. Przez całą drogę nie odezwałam się słowem. Co nie znaczy, że się nie cieszyłam.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy, mama poszła kupić bilety. W tym samy czasie, podziwiając wszelkiego rodzaju rozrywki i zastanawiają się z czego najpierw skorzystać, zauważyłam rzucający się w oczy żółty samochód i stojącego obok niego wysokiego, przystojnego bruneta, który patrząc się na mnie uśmiechał się. Poczułam się trochę nieswojo, ale odwzajemniłam się tym samym. Wydawało mi się, że już wcześniej go gdzieś spotkałam... Po chwili tata mnie zawołał, że już musimy wchodzić. Odchodząc czułam jego wzrok na mnie.
W Joylandzie znajdowała się dosłownie wszystko! Diabelski młyn, dom strachów, szalona filiżanki i wiele, wiele innych. Nie widziałam od czego zacząć. Moje rodzeństwo pobiegło do domu strachów, ja za nimi. Wsiedliśmy do jednego wagonika i ruszyliśmy. Boże, tam było naprawdę strasznie. Omal nie dostałam zawału.
Przejażdżka nie trwała długo. Kiedy wysiedliśmy moi bracia poszli na kolejką górską, ale ja nie chciałam. Za bardzo się bałam, a poza tym zgłodniałam, więc poszła sobie coś kupić.
Jedząc kebaba zauważyłam, że idzie w moją stronę chłopak z parkingu. Szybko odłożyłam fast-food'a na talerz i wytarłam usta serwetką.
- Cześć - powiedział.
- Hej.
Ucieszyłam się, że tak bardzo przystojny chłopak do mnie zagadał. Wydawał się sympatyczny, ale to dopiero początek rozmowy, a ludzi nie ocenia się po okładce.
-Zauważyłem Cię na parkingu. Musisz widzieć, że masz piękny uśmiech.
- Dziękuję.
- Jesteś otwarta na NOWE znajomości?
Hmm... dziwnie podkreślił słowo "nowe".
- Pewnie.
Opowiedziałam mu o sobie. O swoich problemach również. Zdziwiłam się, bo sama nie wiem czemu otworzyłam się przy nowo poznanym chłopaku, skora ja nie umiem normalnie rozmawiać z rodziną.
Widać było, że próbował mnie pocieszyć. Czule mnie przytulił. Normalnie, to bym się szybko odsunęła, ale teraz nie. Chciałam być blisko niego, poczuć jego ciepło.
Potem on zaczął mówić o sobie.
Jest on w 3 klasie liceum na profilu bio-chem. Chce zostać lekarzem. Trenuje piłkę nożną i kocha malować.
W końcu zaproponował wspólną zabawę, zgodziłam się. Udaliśmy się na diabelski młyn.
Widoki z niego były niesamowicie przepiękne. Piękne było również uczucie, które czułam przy tym chłopaku.
Nie. Nie mogę się w nim zakochać. Nie chcę odnowa cierpieć. A poza tym miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęły dwie godziny. O nie! Dwie godziny, musiałam już wracać, ale nie chciałam. Pragnęłam pozostać i być przy NIM.
On też nie był zachwycony wiadomością, że muszę już wracać. Udało mu się namówić mnie na ostatni punkt Joylandu. Szalone filiżanki.
Wsiedliśmy i zaczęliśmy się kręcić. Głowa zaczęła mnie boleć. Nie mogłam wytrzymać z bólu, a nie mogłam się odezwać. Zatkało mnie. Świat wirował wokół mnie. Przed oczami pojawiało mi się coraz więcej ciemnych plam. A potem widziałam już tylko czerń.
                                                                                 * * *
   Wszystko mi się przyśniło- pomyślałam. Nie chciałam otwierać oczu i znów wrócić do szarej rzeczywistości. Próbowałam zasnąć.
Ale wtedy poczułam zapach róży. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że leżę w szpitalnej sali, a na stole obok mnie leży śliczny bukiet czerwonych róż. Dziwne. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...
GO.
Pamiętam! Już wiem skąd kojarzyłam chłopaka. To on w przedszkolu podarował mi cudowną różę.
- Będziesz żyć- oznajmił.
Po czym czule ucałował mnie w czubek głowy.


sobota, 19 października 2013

Why?

Dlaczego Ty mi to robisz? Za co? Co ja Ci zrobiłam? Nie rozumiesz, że mnie ranisz jak nikt inny?
Nie pojmujesz tego, że codziennie przez Ciebie płaczę? Że niszczysz mi psychikę?

To wyżej nawiązuje do chłopaka o którym wspominałam w pierwszym poście. 
Boże, wytłumaczcie mi, jak można tak się bawić uczuciami dziewczyny?

Po tym jak ze mną zerwał urwał nam się kontakt na całe wakacje. Może wysłaliśmy sobie klika nędznych sms-ów. Przez ten czas tak bardzo za nim tęskniłam. Brakowało mi jego wsparcia, dotyku, obecności. Myślałam o nim z dnia na dzień. Męczyłam się jak nigdy indziej. Płakałam po nocach.
Pod koniec wakacji trochę się oswoiłam z bólem jaki mi zadał. Potrafiłam o nim zapomnieć może na góra 3 godziny. 
Ale kiedy zaczął się rok szkolny znowu wszystko wróciło. Pewnie dlatego, że codziennie widywałam go na szkolnym korytarzu. 
Znowu zaczął do mnie pisać. Za każdym razem, kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości na facebook'u myślałam tylko " Proszę, niech to nie będzie od niego". Jednak coraz częściej  to właśnie on do mnie pisał. Chciałam o nim zapomnieć, a on tylko pogarszał sprawę.
Kilka razy chciał się ze mną spotkać, ale za każdym razem odmawiałam.
- Dlaczego?- pytał.
- Boję się.
- Hm? Mnie?
- Nie. Boje się uczucia do Ciebie. Boje się, że znowu się w Tobie zakocham. Że znowu będę tak cholernie cierpieć ze świadomością, że nic z tego nie wyjdzie.
...
- Myślałem, że tylko ja się tego boję. przepraszam, nie mogę, czuję jak mi łzy napływają do oczu. Jak mogłem popełnić tak głupi błąd zrywając z Tobą.

Podczas tej rozmowy cały czas płakałam, ale rozpłakałam się na dobre kiedy przeczytałam wiadomość od niego. Nie chciałam żeby był przeze mnie smutny. Nie chciałam żeby płakał z mojego powodu.
Następnego dnia zapytał się mnie "Byłaby jakakolwiek szansa, aby Cię odzyskać?"
Po chwil namysłu odpowiedziałam mu "Myślę, że są dość spore szanse. Nie wiem czy wiesz, ale ja nadal do Ciebie czuję to samo uczucie co z przed 6 miesięcy..."
" ...Ja też nadal coś do Ciebie czuję."
Po tej rozmowie wreszcie myślałam, że może nam się ułożyć. Że będę wreszcie szczęśliwa.
Uznaliśmy, że to nie jest rozmowa na facebook'a. Poprosił mnie o spotkanie. Zgodziłam się.
Od tej rozmowy minął tydzień. Pisaliśmy jeszcze może przez trzy dni, ale nie o nas, na zupełnie inne tematy.
A potem znowu nic.
Cisza.
Zastanawiam się czy zrobiłam coś nie tak.
Według mnie każdy zasługuje na drugą szansę. Dostałeś to co chciałeś.
Ale powoli ją tracisz.
Może masz jakiś powód, dla którego się do mnie nie odzywasz. Nie wiem.
Trzeciej szansy już nie będzie.

Rani mnie to, jak się bawisz moimi uczuciami.


Wiem, że miałam dawać posty co tydzień, ale jakoś naszła mnie wena.



piątek, 18 października 2013

Ja.


Hej.

Jeśli lubisz czytać smutne blogi, to zapraszam, jeśli nie, to nie masz po co tu wchodzić. 

Może na sam początek się przedstawię. No więc mam 14 lat, mieszkam na pomorzu, chodzę do drugiej klasy gimnazjum i będę pisała mojego bloga w pełni anonimowo- nikt nie będzie wiedział, że to właśnie ja go prowadzę. Nie chcę żeby znajomi się dowiedzieli co tak naprawdę czuję. Będę tu opisywać zdarzenia z mojego życia. Możliwe, że co jakiś czas opublikuję jakieś moje opowiadanie. Postaram się, aby wpisy pojawiały się tu mniej więcej co tydzień. 
Opowiem wam trochę o moim życiu, dokładniej o tym co się wydarzyło w ciągu ostatnich 7 miesięcy.
Miałam wspaniałe dzieciństwo, dwie cudowne siostry, kochających rodziców i 0 problemów. 
Z czasem wszystko zaczęło się pogarszać, a najgorzej na moją psychikę wpłynęło to, co się wydarzyło pod koniec 1 gimnazjum. 
Na początku roku szkolnego 2012/13 poznałam chłopaka rok starszego ode mnie. Pisaliśmy codziennie, spotykaliśmy się i z dnia na dzień moje uczucie do niego coraz bardziej się pogłębiało. Kiedy byłam już w nim zakochana po uszy, wyznał mi co do mnie czuje. Spotkaliśmy się, żeby to obgadać. Skończyło się na tym, że zostaliśmy parą i właśnie tego dnia był mój pierwszy, prawdziwy pocałunek.
Byłam z nim naprawdę szczęśliwa, zawsze mnie pocieszał, rozbawiał, spędzał ze mną dużo czasu. 
Ale potem wszystko się zmieniło.
Po pewnym czasie zerwał ze mną. " Nie czuję się wolny."- powiedział. 
Poczułam straszliwe uczucie. Jakby mi ktoś wbijał nóż w serce.
Nie mogłam w to uwierzyć. Nie mogłam uwierzyć, że właśnie go straciłam. Przepłakałam cały dzień, noc, dzień... Załamałam się psychicznie, chociaż wtedy nie było tak źle jak jest teraz. Cóż... może dlatego, że to był dopiero początek. 
Wiem, że większość z was pomyśli " O Jezu, znowu jakaś czternastolatka, która jest tak bardzo 'zraniona'. Przecież ona nic jeszcze nie wie o życiu". 
Właśnie, że wiem dość sporo o życiu. 
Wiem też, że darzyłam tego chłopaka prawdziwym uczuciem. Nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Zresztą nadal to czuję...
I to tak cholernie boli.