Byłam w kompletnej rozsypce. Dwa miesiące temu zerwał ze mną chłopak, a ja nie mogłam o nim zapomnieć. Siedział mi w głowie i marnował czas. Nie miałam przyjaciół, odwrócili się ode mnie. Sama nie wiem czemu... Czy zrobiłam coś nie tak? Miałam tylko jednego, prawdziwego przyjaciela - samotność. Codziennie chodziłam na długie spacery, ze słuchawkami w uszach, rozmyślając nad moim życiem. Właściwie to po co istniejemy? I tak każdy umrze i nie będzie już nic. Pustka.
Życie nie ma sensu.
Życie nie ma sensu.
Rodzina chyba zauważyła w jak bardzo jestem ciężkim stanie. Stali się dla mnie jacyś milsi. Teraz nie robili mi awantur, tak jak wcześniej, o byle gówno. Bracia rzadziej doprowadzali mnie do szału. Nawet pies stał się jakiś inny.
Aby polepszyć mi humor rodzice zaproponowali mi rodzinną wycieczkę do lunaparku " Joyland". Zgodziłam się. Czemu nie? Fajnie by było zapomnieć choć na chwilę o swoich problemach.
Następnego dnia, po obiedzie, wyjechaliśmy z domu. Podróż zajęła nam może z jakieś pół godziny, nie więcej. Przez całą drogę nie odezwałam się słowem. Co nie znaczy, że się nie cieszyłam.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy, mama poszła kupić bilety. W tym samy czasie, podziwiając wszelkiego rodzaju rozrywki i zastanawiają się z czego najpierw skorzystać, zauważyłam rzucający się w oczy żółty samochód i stojącego obok niego wysokiego, przystojnego bruneta, który patrząc się na mnie uśmiechał się. Poczułam się trochę nieswojo, ale odwzajemniłam się tym samym. Wydawało mi się, że już wcześniej go gdzieś spotkałam... Po chwili tata mnie zawołał, że już musimy wchodzić. Odchodząc czułam jego wzrok na mnie.
W Joylandzie znajdowała się dosłownie wszystko! Diabelski młyn, dom strachów, szalona filiżanki i wiele, wiele innych. Nie widziałam od czego zacząć. Moje rodzeństwo pobiegło do domu strachów, ja za nimi. Wsiedliśmy do jednego wagonika i ruszyliśmy. Boże, tam było naprawdę strasznie. Omal nie dostałam zawału.
Przejażdżka nie trwała długo. Kiedy wysiedliśmy moi bracia poszli na kolejką górską, ale ja nie chciałam. Za bardzo się bałam, a poza tym zgłodniałam, więc poszła sobie coś kupić.
Jedząc kebaba zauważyłam, że idzie w moją stronę chłopak z parkingu. Szybko odłożyłam fast-food'a na talerz i wytarłam usta serwetką.
- Cześć - powiedział.
- Hej.
Ucieszyłam się, że tak bardzo przystojny chłopak do mnie zagadał. Wydawał się sympatyczny, ale to dopiero początek rozmowy, a ludzi nie ocenia się po okładce.
-Zauważyłem Cię na parkingu. Musisz widzieć, że masz piękny uśmiech.
- Dziękuję.
- Jesteś otwarta na NOWE znajomości?
Hmm... dziwnie podkreślił słowo "nowe".
- Pewnie.
Opowiedziałam mu o sobie. O swoich problemach również. Zdziwiłam się, bo sama nie wiem czemu otworzyłam się przy nowo poznanym chłopaku, skora ja nie umiem normalnie rozmawiać z rodziną.
Widać było, że próbował mnie pocieszyć. Czule mnie przytulił. Normalnie, to bym się szybko odsunęła, ale teraz nie. Chciałam być blisko niego, poczuć jego ciepło.
Potem on zaczął mówić o sobie.
Jest on w 3 klasie liceum na profilu bio-chem. Chce zostać lekarzem. Trenuje piłkę nożną i kocha malować.
W końcu zaproponował wspólną zabawę, zgodziłam się. Udaliśmy się na diabelski młyn.
Widoki z niego były niesamowicie przepiękne. Piękne było również uczucie, które czułam przy tym chłopaku.
Nie. Nie mogę się w nim zakochać. Nie chcę odnowa cierpieć. A poza tym miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęły dwie godziny. O nie! Dwie godziny, musiałam już wracać, ale nie chciałam. Pragnęłam pozostać i być przy NIM.
On też nie był zachwycony wiadomością, że muszę już wracać. Udało mu się namówić mnie na ostatni punkt Joylandu. Szalone filiżanki.
Wsiedliśmy i zaczęliśmy się kręcić. Głowa zaczęła mnie boleć. Nie mogłam wytrzymać z bólu, a nie mogłam się odezwać. Zatkało mnie. Świat wirował wokół mnie. Przed oczami pojawiało mi się coraz więcej ciemnych plam. A potem widziałam już tylko czerń.
* * *
Wszystko mi się przyśniło- pomyślałam. Nie chciałam otwierać oczu i znów wrócić do szarej rzeczywistości. Próbowałam zasnąć.
Ale wtedy poczułam zapach róży. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że leżę w szpitalnej sali, a na stole obok mnie leży śliczny bukiet czerwonych róż. Dziwne. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...
GO.
Pamiętam! Już wiem skąd kojarzyłam chłopaka. To on w przedszkolu podarował mi cudowną różę.
- Będziesz żyć- oznajmił.
Po czym czule ucałował mnie w czubek głowy.
Aby polepszyć mi humor rodzice zaproponowali mi rodzinną wycieczkę do lunaparku " Joyland". Zgodziłam się. Czemu nie? Fajnie by było zapomnieć choć na chwilę o swoich problemach.
Następnego dnia, po obiedzie, wyjechaliśmy z domu. Podróż zajęła nam może z jakieś pół godziny, nie więcej. Przez całą drogę nie odezwałam się słowem. Co nie znaczy, że się nie cieszyłam.
Kiedy dojechaliśmy na miejsce i zaparkowaliśmy, mama poszła kupić bilety. W tym samy czasie, podziwiając wszelkiego rodzaju rozrywki i zastanawiają się z czego najpierw skorzystać, zauważyłam rzucający się w oczy żółty samochód i stojącego obok niego wysokiego, przystojnego bruneta, który patrząc się na mnie uśmiechał się. Poczułam się trochę nieswojo, ale odwzajemniłam się tym samym. Wydawało mi się, że już wcześniej go gdzieś spotkałam... Po chwili tata mnie zawołał, że już musimy wchodzić. Odchodząc czułam jego wzrok na mnie.
W Joylandzie znajdowała się dosłownie wszystko! Diabelski młyn, dom strachów, szalona filiżanki i wiele, wiele innych. Nie widziałam od czego zacząć. Moje rodzeństwo pobiegło do domu strachów, ja za nimi. Wsiedliśmy do jednego wagonika i ruszyliśmy. Boże, tam było naprawdę strasznie. Omal nie dostałam zawału.
Przejażdżka nie trwała długo. Kiedy wysiedliśmy moi bracia poszli na kolejką górską, ale ja nie chciałam. Za bardzo się bałam, a poza tym zgłodniałam, więc poszła sobie coś kupić.
Jedząc kebaba zauważyłam, że idzie w moją stronę chłopak z parkingu. Szybko odłożyłam fast-food'a na talerz i wytarłam usta serwetką.
- Cześć - powiedział.
- Hej.
Ucieszyłam się, że tak bardzo przystojny chłopak do mnie zagadał. Wydawał się sympatyczny, ale to dopiero początek rozmowy, a ludzi nie ocenia się po okładce.
-Zauważyłem Cię na parkingu. Musisz widzieć, że masz piękny uśmiech.
- Dziękuję.
- Jesteś otwarta na NOWE znajomości?
Hmm... dziwnie podkreślił słowo "nowe".
- Pewnie.
Opowiedziałam mu o sobie. O swoich problemach również. Zdziwiłam się, bo sama nie wiem czemu otworzyłam się przy nowo poznanym chłopaku, skora ja nie umiem normalnie rozmawiać z rodziną.
Widać było, że próbował mnie pocieszyć. Czule mnie przytulił. Normalnie, to bym się szybko odsunęła, ale teraz nie. Chciałam być blisko niego, poczuć jego ciepło.
Potem on zaczął mówić o sobie.
Jest on w 3 klasie liceum na profilu bio-chem. Chce zostać lekarzem. Trenuje piłkę nożną i kocha malować.
W końcu zaproponował wspólną zabawę, zgodziłam się. Udaliśmy się na diabelski młyn.
Widoki z niego były niesamowicie przepiękne. Piękne było również uczucie, które czułam przy tym chłopaku.
Nie. Nie mogę się w nim zakochać. Nie chcę odnowa cierpieć. A poza tym miłość od pierwszego wejrzenia nie istnieje.
Nawet nie zauważyłam kiedy minęły dwie godziny. O nie! Dwie godziny, musiałam już wracać, ale nie chciałam. Pragnęłam pozostać i być przy NIM.
On też nie był zachwycony wiadomością, że muszę już wracać. Udało mu się namówić mnie na ostatni punkt Joylandu. Szalone filiżanki.
Wsiedliśmy i zaczęliśmy się kręcić. Głowa zaczęła mnie boleć. Nie mogłam wytrzymać z bólu, a nie mogłam się odezwać. Zatkało mnie. Świat wirował wokół mnie. Przed oczami pojawiało mi się coraz więcej ciemnych plam. A potem widziałam już tylko czerń.
* * *
Wszystko mi się przyśniło- pomyślałam. Nie chciałam otwierać oczu i znów wrócić do szarej rzeczywistości. Próbowałam zasnąć.
Ale wtedy poczułam zapach róży. Otworzyłam oczy i zauważyłam, że leżę w szpitalnej sali, a na stole obok mnie leży śliczny bukiet czerwonych róż. Dziwne. Przewróciłam się na drugi bok i zobaczyłam...
GO.
Pamiętam! Już wiem skąd kojarzyłam chłopaka. To on w przedszkolu podarował mi cudowną różę.
- Będziesz żyć- oznajmił.
Po czym czule ucałował mnie w czubek głowy.